Deus, Deus meus, ad te de luce vigilo. Ku służbie Twojej, Boże, mój obrońca, Wstaję, ranego nie czekając słońca; Pragnie Cię dusza, pragnie ciało moje, Jako dżdża ziemia w srogie letne znoje. Acz mieszkam miedzy piaski niepłodnemi, W suchej, bezwodnej, upragnionej ziemi, Przedsię, jakobych był w kościele Twoim, Tak Twój przybytek widzę okiem swoim. Droższa niż żywot, Twoja litość, Panie! Przetoż, póki mi lat moich dostanie, Będę cię chwalił, będę Cię wyznawał, I ręce swoje ku Tobie podawał. Żaden tak ciału pokarm nie smakuje, Jaką uprzejma dusza rozkosz czuje, Gdy Pana chwali; Ciebie ja i w nocy I rano wielbię, świadom Twej pomocy. W cieniu Twych skrzydeł, prózen wszech trudności, Jeszcze ja (da Bóg) użyję radości. Za Tobą wszędy patrza dusza moja, A też mi upaść nie da ręka Twoja. A ci, co mego upadu szukają, Sami niedawno pomstę odnieść mają; Wyleją dusze na okrutne miecze, A martwe członki zwierz głodny rozwlecze. A król, nadzieję mając w swoim Panie, Radość odniesie; każdy czci dostanie, Kto nań przysięga; potwarce przeklęci Gęby swe stulą, nagłym strachem zjęci.
|