Verba mea auribus percipe. Przypuść, Panie, w uszy Swoje Słowa i wołanie moje; Wysłuchaj mój głos płaczliwy, Królu i Boże prawdziwy. Ledwie z głębokiego morza Ukaże się rana zorza, A ja już wołam do Ciebie, Smutne oczy mając w niebie: Tyś Bóg świętobliwy prawie: Nie kochasz się w żadnej sprawie, Gdzieby się złość przymieszała, A cnota mały plac miała. Prózno zły ma tuszyć sobie, Aby miał zmieszkać przy Tobie; Niesprawiedliwy nie stanie Przed oczyma Twemi, Panie! Nieprzyjacielem Cię mają, Którzy fałszem narabiają; A nieprawdę tak rad płacisz, Że koniecznie kłamcę stracisz. Mąż okrutny, ręki krwawej, Nigdy twarzy Twej łaskawej Nie ma uznać; tegoż, Boże! I przewrotny czekać może. A ja miłosierdziu Twemu Ufając niewymownemu, Nawiedzę Twe święte progi I dam cześć Bogu nad bogi. Tylko abych był bezpieczny Od złych ludzi, Panie wieczny, Prowadź mię sam z łaski swojej, Niechaj słucham wolej Twojej. Ich usta są nieprawdziwe, Serce chytre i zdradliwe; Ich gardło — grób otworzony, A język — pochlebca płony. Karz je, Panie, prze ich zdrady, Zamieszaj ich wszystki rady; Odrzuć je wiecznie od siebie, Bo Pana mieć nie chcą Ciebie. A ci, co Tobie ufają, Niech wesela używają; A radość ich trwała będzie, Bo Twa łaska z nimi wszędzie. Będą się Tobą chłubili, Którzy Twoje Imię czcili, A Ty pomożesz każdemu Człowiekowi pobożnemu. Okryjesz go łaską swoją Jako napewniejszą zbroją, Zbroją, która krom swej skazy Może wytrwać wszelkie razy.
|