Teksty » Kochanowski - Psałterz » Księga Psalmów » Rozdział 107
«  Księga Psalmów 106 Księga Psalmów 107 Księga Psalmów 108  »
Confitemini Domino, quoniam bonus.

   Chwalcie Pana prze dobroć Jego niewymowną,
Chwalcie prze litość wieczności rowną.
A wy więc naprzód, coście z rąk wyswobodzeni
Nieprzyjacielskich i zgromadzeni,

   Jedni stąd, kędy słońce występuje z morza,
Drudzy, gdzie gaśnie wieczorna zorza;
Ci z krajów Akwilonom podległych, a owi
Z pól nakłonionych ku południowi,

   Którzy po nieświadomych puszczach się błąkali,
Gdzie stopy ludzkiej nie najdowali,
To głodem, to pragnieniem ciężkiem utrapieni,
To ustawiczną pracą zemdleni.

   Ci do Pana wołali a Pan w ich frasunku
Prędkiego smutnym dodał ratunku,
I nawiódł na gościniec prawy obłąkane,
Że oglądali wsi budowane.

   Niechajże wielką Jego dobroć wyznawają
I sprawy światu opowiadają:
Że nakarmił obficie głodem utrapione
I dźwignął wszytkiem upośledzone.

   Którzy w ciężkich okowach na gardło siedzieli,
A to, że Boga nizacz nie mieli,
A On je też nieszczęściem takowem shołdował,
Że nie był żaden, ktoby ratował.

   Ci do Pana wzdychali, a Pan w ich frasunku
Prędkiego smutnym dodał ratunku,
I wywiódł je z więzienia i strach śmierci srogiej
Złożył z troskliwej dusze ubogiej.

   Niechajże wielką Jego dobroć wyznawają
I sprawy światu opowiadają,
Który wrota żelazne i nieprzekowane
Wyłamał snadnie progi spiżane.

   Którzy za to, że wiek swój niemiernie trawili,
Zdrowie i siłę marnie stracili,
Tak, iż ani pomyślić na pokarm nie mogą,
A w dole prawie już jedną nogą:

   Ci co do Pana wołali, a Pan w ich frasunku
Prędkiego smutnym dodał ratunku;
Słowem swojem ich wszytki choroby okrócił,
I mdłe ku zdrowiu pierwszemu wrócił.

   Niechajże wielką Jego dobroć wyznawają;
I sprawy światu opowiadają;
Niech mu wdzięczność okażą, Imię Jego chwaląc,
I zasłużone ofiary paląc.

   Którzy w przeważnem drewnie po morzu żeglują,
A swe potrzeby pławem sprawują,
Ci umieją powiedzieć o Pańskiej możności
I cudach Jego na głębokości.

   Kiedy każe, wnet wiatry wstaną popędliwe,
Alić już morze skacze gniewliwe,
A nawę to do nieba wełny wymiatają,
To zaś w przepaści ślepe spuszczają;

   Żeglarzom twarzy bladną, serce zjął strach srogi,
Odjął i ręce, odjął i nogi;
Taczają się, pijanym podobni, mądrości
Nie stawa przeciw morskiej srogości.

   Ci do Pana wołali, a Pan w ich frasunku
Prędkiego smutnym dodał ratunku:
Stanął wiatr, może spadło, żeglarze ożyli,
Nawę do portu zdrową przybili.

   Niechajże wielką Jego dobroć wyznawają
I sprawy światu opowiadają;
Niech Go chwalą, gdzie ludu zbór nawiętszy będzie,
Niech go nie milczą, gdzie rada siędzie.

   Tenże rzeki osusza i zbiegłe strumienie
Niewymacanym ponikiem żenie,
I obraca, prze zbytek ludzki, grunty płodne
W piasek i w słone pola nierodne.

   Kiedy zaś chce, pustynią w piękną rzekę mieni
I piasek w łąkę pełną strumieni.
Gdzie potem utrapiony głodem lud prowadzi,
A oto zacne miasto się sadzi.

   Pola na koło sieją, winnice kopają,
Pożytki biorą, żywność znaszają.
Pan zdarzył, że i sami wnet się rozrodzili
I wielkie mnostwo stad rozmnożyli.

   Za czasem przeginęli, że ich barzo mało
Z onej wielkości pierwszej zostało:
Owi głodem, a drudzy morem okróceni,
Wielka troskami część porażeni.

   Na pany wzgarda przyszła, że się kryć musieli,
A z pustych lasów wyźrzeć nie śmieli.
A ubogiego zaś Pan w przypadku założył,
I jako stado owiec rozmnożył.

   Na to patrząc, w pobożnem sercu radość roście,
A złemu gębę by zaszył proście.
Kto ma rozum, to wszytko uważy, a wszędzie
Łaskawość Pańską najdować będzie.
«  Księga Psalmów 106 Księga Psalmów 107 Księga Psalmów 108  »