Confitemini Domino, quoniam bonus. Chwalcie Pana prze dobroć Jego niewymowną, Chwalcie prze litość wieczności rowną. A wy więc naprzód, coście z rąk wyswobodzeni Nieprzyjacielskich i zgromadzeni, Jedni stąd, kędy słońce występuje z morza, Drudzy, gdzie gaśnie wieczorna zorza; Ci z krajów Akwilonom podległych, a owi Z pól nakłonionych ku południowi, Którzy po nieświadomych puszczach się błąkali, Gdzie stopy ludzkiej nie najdowali, To głodem, to pragnieniem ciężkiem utrapieni, To ustawiczną pracą zemdleni. Ci do Pana wołali a Pan w ich frasunku Prędkiego smutnym dodał ratunku, I nawiódł na gościniec prawy obłąkane, Że oglądali wsi budowane. Niechajże wielką Jego dobroć wyznawają I sprawy światu opowiadają: Że nakarmił obficie głodem utrapione I dźwignął wszytkiem upośledzone. Którzy w ciężkich okowach na gardło siedzieli, A to, że Boga nizacz nie mieli, A On je też nieszczęściem takowem shołdował, Że nie był żaden, ktoby ratował. Ci do Pana wzdychali, a Pan w ich frasunku Prędkiego smutnym dodał ratunku, I wywiódł je z więzienia i strach śmierci srogiej Złożył z troskliwej dusze ubogiej. Niechajże wielką Jego dobroć wyznawają I sprawy światu opowiadają, Który wrota żelazne i nieprzekowane Wyłamał snadnie progi spiżane. Którzy za to, że wiek swój niemiernie trawili, Zdrowie i siłę marnie stracili, Tak, iż ani pomyślić na pokarm nie mogą, A w dole prawie już jedną nogą: Ci co do Pana wołali, a Pan w ich frasunku Prędkiego smutnym dodał ratunku; Słowem swojem ich wszytki choroby okrócił, I mdłe ku zdrowiu pierwszemu wrócił. Niechajże wielką Jego dobroć wyznawają; I sprawy światu opowiadają; Niech mu wdzięczność okażą, Imię Jego chwaląc, I zasłużone ofiary paląc. Którzy w przeważnem drewnie po morzu żeglują, A swe potrzeby pławem sprawują, Ci umieją powiedzieć o Pańskiej możności I cudach Jego na głębokości. Kiedy każe, wnet wiatry wstaną popędliwe, Alić już morze skacze gniewliwe, A nawę to do nieba wełny wymiatają, To zaś w przepaści ślepe spuszczają; Żeglarzom twarzy bladną, serce zjął strach srogi, Odjął i ręce, odjął i nogi; Taczają się, pijanym podobni, mądrości Nie stawa przeciw morskiej srogości. Ci do Pana wołali, a Pan w ich frasunku Prędkiego smutnym dodał ratunku: Stanął wiatr, może spadło, żeglarze ożyli, Nawę do portu zdrową przybili. Niechajże wielką Jego dobroć wyznawają I sprawy światu opowiadają; Niech Go chwalą, gdzie ludu zbór nawiętszy będzie, Niech go nie milczą, gdzie rada siędzie. Tenże rzeki osusza i zbiegłe strumienie Niewymacanym ponikiem żenie, I obraca, prze zbytek ludzki, grunty płodne W piasek i w słone pola nierodne. Kiedy zaś chce, pustynią w piękną rzekę mieni I piasek w łąkę pełną strumieni. Gdzie potem utrapiony głodem lud prowadzi, A oto zacne miasto się sadzi. Pola na koło sieją, winnice kopają, Pożytki biorą, żywność znaszają. Pan zdarzył, że i sami wnet się rozrodzili I wielkie mnostwo stad rozmnożyli. Za czasem przeginęli, że ich barzo mało Z onej wielkości pierwszej zostało: Owi głodem, a drudzy morem okróceni, Wielka troskami część porażeni. Na pany wzgarda przyszła, że się kryć musieli, A z pustych lasów wyźrzeć nie śmieli. A ubogiego zaś Pan w przypadku założył, I jako stado owiec rozmnożył. Na to patrząc, w pobożnem sercu radość roście, A złemu gębę by zaszył proście. Kto ma rozum, to wszytko uważy, a wszędzie Łaskawość Pańską najdować będzie.
|