Opis wydania: Pisma Kazimierza Brodzińskiego. Wydanie zupełne poprawne i dopełnione z nieogłoszonych rękopismów staraniem J. I. Kraszewskiego. (Z wizerunkiem i życiorysem poety.) Tom II. Przekłady i Nasladowania. Poznań. Drukiem J.I Kraszewskiego (Dr. W Łebiński). 1872.
Opracowanie tekstu na podstawie wydania z: Google Books [Sulamitka na stronach 123-138]



		SULAMITKA
			
			I.
Niech on mię całuje całunkiem ust swoich,
Bo jego kochanie jest słodsze od wina,
Olejem rozlanym jest imię twoje,
Ztąd ciebie kochają dziewice wszystkie.

Pociągnij nas z sobą, pobieżym do ciebie;
I mnie król wprowadził do swoich podwoi,
My w tobie się cieszym, twéj pełni miłości,
Nad wino pierś twoja, od serca kochany.

			II.
	Czarnać ja jestem, lecz miła,
	O córki Jerozolimskie!
	Jako Kedaru namioty,
	Jak Salomona kobierce.

	O! nie patrz na mnie żem czarna;
	To słońce mię opaliło.
	Źli mojéj matki synowie,
	Winnicy strzedz mi kazali;
	Ja za to w mojéj winnicy
	Nie byłam pilną.

O! powiedz duszy kochanku!
Gdzie pasiesz, gdzie śpisz w południe?
Bym nie błąkała się sama
Za trzodą twych rowienników.

Czy nie wiesz ty tego,
O! z dziewic najmilsza?
Idź tylko w ślad trzody,
I twoje paś kozy
Przy budkach pasterzów.

			III.
Zaprzęgom moim w wozie Faraona
   Równałem ciebie, o miła!
Miłe twe lica przy tych zausznicach
   I szyja przy tym łańcuchu.
Łańcuszek złoty zrobić ci każę,
   Srebrnemi ćwieczki skrapiany.

Gdzie król mój lica odwrócił,
Tam kwiat mój wonie roztoczył;
Mój miły wiązką jest mirrhy,
Na mojéj piersi zatknioną;
Mój miły pączkiem palmowym,
Z Engeddi wonnych ogrodów.

			IV.
	"Jak piękną jesteś kochanko!
	Jak piękną!
	Twe oko okiem gołąbki."

"Jak piękny jesteś kochanku!
Jak hoży!
Nasze się łoże zieleni.

Z cedru belki naszych domów
A ściany z cyprysu,
A ja jestem różą polną,
Liliją doliny."

"Jako lilija między cierniami,
Tak miła moja, między córkami."

"Jak jabłoń między drzewami w lesie,
Tak jest mój miły między synami.
Pod cieniem jego wypocznę sobie,
I owoc jego słodki mym ustom.

On mię wprowadził do domu wina,
A sztandar jego nade mną,
Jest miłość...

Wzmocnijcie mię winem,
Posilcie jabłkami,
Bom chora z miłości.

Lewica jego pod moją głową,
Prawica jego mię obramiła.

Błagam was córki Jerozolimy,
Błagam na sarny, polne jelonki,
Ani jéj budźcie, ani jéj ruszcie
Aże się sama obudzi.

			V.
	To głos mojego kochanka, -
	Widzicie! oto przychodzi.
	Wzgórki przeleciał,
	Doły przeskoczył;
	Chybki jak sarna, mój miły,
	Jako jelonek pędliwy.

		Patrzcie! już zdążył,
		Stoi za węgłem;
		W okno zagląda,
		Sięga za kratę,
		Mój miły mówi,
		Do mnie to mówi:
		Wstań o kochanko,
		Wstań miła moja,
		I pójdź ...

Bo oto już zima minęła,
Bo oto już deszcze zszumiały,
Na polach się kwiaty rumienią,
Do pieśni, do pieśni czas nastał
Czas wino obcinać w ogrodzie,
Turkawka już grucha na łące,
Już figa swój owoc zmiodziła,
W winnicy już grona wonnieją,
Wstań o kochanko!
Wstań miła moja,
I pójdź...

O! wyleć ze skalnych rozpadlin,
O! wyleć gołąbko ty moja!
Niechaj zobaczę,
Niechaj usłyszę,
Miłe twe lica
I głos.

			VI.
		Moim jest miły
		A ja miłego;

	On w kwiatach pasie,
	Aż dzień ochłodnie,
	I cień zaleci.
	O! powróć miły,
	Bądź mi jak sarna,
	Jak jeleń żywy
	Pośpiesz przez góry,
	Które nas dzielą.

			VII.
Przez całą noc go szukałam,
Kochanka mego:
Na mojém łóżku szukałam,
Lecz jego nie ma!

Ach! wstanę, miasto obiegnę,
Ulice wszystkie,
I rynki miasta;
Szukałam wszędzie,
Kochanka mego,
Szukałam, lecz nie znalazłam,

I miejskich stróżów spotkałam,
Strzegących miasta:
Widzieliżeście
Mego kochanka? -
Zaledwo prześli,
Spotkałam mego kochanka.

Już trzymam, już go nie puszczę,
Aż wejdzie ze mną
Do matki domu,
Do matki méj komory.

Błagam was córki Jerozolimy!
Błagam na sarny, polne jelenie,
Ani jéj ruszcie, ani jéj budźcie,
Aże się sama obudzi.

	Któż to jest ona,
	Co z puszczy wychodzi,
	Jako słup dymu,
	Jak wonią kadzidła?

		VIII.
Oto łoże Salomona,
Sześćdziesiąt mężnych w około,
Mężnych, szczepu Izraela,
U wszystkich dłoń na orężu,
Wszyscy w boju wyćwiczeni,
U wszystkich oręż przy boku,
Oręż gwoli nocnéj trwogi.

Wspaniałe łoże Salomon
Z libańskich cedrów wystawił;
Filary ze srebra,
Ze złota sklepienie,
Z szkarłatu pokrycie;
A środek nasłał miłością,
Dla córek Jerozolimy.

O wyjdźcie córki syońskie
Widzieć króla Salomona,
W koronie, którą w dzień ślubu
Matka jego mu włożyła;
W dzień wesela jego serca.

		  IX.
	  SALOMON.
	O! jakoś ty piękna, o miła!
	O jakoś piękna!

Twe oczy pomiędzy splotami,
Oczami gołąbki;
Twe włosy są trzodą kóz dzikich,
Pasionych w Gilead.

Twe ząbki są trzodą owieczek,
Po strzyży z kąpieli,
Z nich każda prowadzi bliźnięta,
Żadnego nie zbywa.

Szkarłatu tkaniną twe usta
I glos twój miodowy,
Twe lica jak jabłko czerwone,
Pomiędzy włosami.

Twa szyja jak wieża Dawida,
K' obronie stawiona,
Tysiącem puklerzów obwisła,
Puklerzów rycerskich.
Twe piersi jak sarnie bliźnięta Ś
ród lilii pasione.

		SULAMITKA.
	Póki nie minie dzień,
	Póki nie zbiegnie cień,
	Pójdę do mirrhy gór,
	Pójdę na wzgórki ziół.

		SALOMON.
Nadobną mi jesteś kochanko!
Nadobną bez zmazy;
Ty ze mną się spuścisz z Libanu,
Od góry Amana,
Z wierzchołka Seniru, Hermona,
Będziemy patrzali:

Od lwicy legowisk i rysiów,
Będziémy patrzali.

O! siostro i moja kochanko,
Zraniłaś mi serce!
Podbiłaś mię sobie spojrzeniem,
I splotem twych włosów.

Twe usta, o! siostro kochanko!
Są słodsze od wina:
I wonność co z ciebie wydycha,
Nad wonie wszelakie.

Tyś ogród, zamkniony zdrój święty
I studnia warowna,
Tyś jabłoń jest rajska nietknięta,
Z kosztownym owocem.

Cynamon i krokosz i mirrha
I wonie rozliczne,
I zdroje wód żywych Libanu
I studnie ogrodu.

Héj! wiatry z północy powstańcie,
Z południa się zbierzcie,
Przewiejcie mój ogród dokoła,
Niech płynie woń jego.

	SULAMITKA.
Pójdź więc kochanku mój,
Ogród odemknij twój:
Pożyj owoców twych.

	SALOMON.
Wszedłem do mego ogrodu,
O siostro! oblubienico.

Mirrhy wonności zbierałem,
Zbierałem miody najsłodsze,
Piłem i mleko i wino;
A teraz, wy przyjaciele,
Jedźcie i pijcie z ogroda,
Wy się upójcie kochani.

			X.
Śpię ja, ale serce czuwa,
Słyszę głos kochanka mego,
On puka:
Otwórz siostro, przyjaciółko!
Mój gołąbku, moja miła,
Ach! otwórz!

	Szata moja zewleczona,
	Jakże ja wstanę?
	Nogi moje są umyte?
	Jakże ja pójdę?

On ściągnął rękę za kratę,
Aż serce we mnie zadrżało.
Pośpiesznie wstałam, miłemu,
Miłemu memu otworzyć.

Pełne woni palce moje,
Z ręku mirrha mi kapała,
Przewonna.
Otworzyłam drzwi miłemu,
Ale miły, nie widziany,
Już zniknął.

Gdzieś mi dusza odleciała
Znikła jakoś baczność moja,
Gdy prosił.
Biegłam za nim, nie znalazłam,
Obwołałam: on się nigdzie
Nie ozwał.

Mnie stróże znaleźli
Co miasto obchodzą,
Oni mię zbili,
Oni zranili.
Z głowy mi wzięli zasłonę;
Murów stróżowie.
Ja was zaklinam, córki syońskie,
Jeśli znajdziecie mego kochanka,
Powiedzcie odemnie,
Żem chora z miłości.

I któż jest twój miły nad miłych,
O  najmilsza z dziewic?
I  któż jest twój miły nad miłych,
Że nas tak zaklinasz?

Mój miły jest biały, rumiany,
Naczelnik tysiąców,
Jak złoto najszczersze ma głowę,
Włos jego czarniejszy od kruka,
Wzrok jego jak oczy gołębi
Co w mleku kąpane pływają,
A lica jak grzędy
Woniami osute,
A usta jak róże
Myrrhami woniące,
A ręce jak złoto
Turkusem osute;
Jak słupy z marmuru
Na złotéj podstawie,
Są nogi jego.
Postawa, jak góra Libanu;
Wyniosły, jak drzewo cedrowe.
Słodycze ma w uściech,
I cały jest słodki.
Ach! ten jest mój miły,
Wy córki Syońskie!

"I gdzież poszedł twój kochanek,
O  najmilsza z dziewic!
I  gdzież poszedł twój kochanek,
Wnet go szukać będziem."
Mój miły szedł do ogrodu,
Pomiędzy grzędy kwiatów;
Tam będzie paść jagnięta
I wonne róże zbierać.
Ja jestem miłego,
Mój miły jest moim,
Co w różach pasa.

			XI.
Piękną ty jesteś o miła moja!
Piękną, jak Thyrsa jak Jeruzalem;
Straszna jak wojsko stojące w szyku.
Odwróć ode mnie, ach! odwróć oczy.
One mocniejsze ode mnie.

Twe włosy są trzodą kóz dzikich,
Pasionych w Gilead;
Twe zęby są trzodą owieczek,
Po strzyży z kąpieli;
Z nich każda prowadzi bliźnięta,
Żadnego nie zbywa;
Twe lica, jak jabłko czerwone
Pomiędzy włosami.

	Sześćdziesiąt żon królewskich,
	Ośmdziesiąt jest nałożnic,
	A dziewic liczby nie ma.

	Jedna dla mnie jest gołąbką,
	Jedynaczka swojéj matki,
	Matki swojéj najkochańsza!

		Widziały ją córki,
		Szczęśliwą sławiły,
		Wszystkie królowe
		I nałożnice
		Jéj wdzięki wielbiły.

			XII.
	Któż jest? co błyszczy jak zorza,
	Miły jak księżyc
	Czysty jak słońce
	Straszny, jak wojsko śród boju?

	Ongi szłam ja ku leszczynie
	Widzieć owoc na dolinie,
	Czy jabłka kwitną?

	Nie wiedziałam ja na tedy,
	Że mię kiedyś dusza moja
	Wojowniczym wozem stawi,
	Mojego ludu.

Odwróć się, odwróć o Sulamitko!
Odwróć się do nas, niech cię widzimy.

	SULAMITKA.
Co widzieć chcecie na Sulamitce?
Taniec wojsk boskich widzieć pragniemy.

Jak piękne twe stopy w obuwiu,
Jak piękne o córko szlachetna!

Zagięcia twych bioder, jako łańcuch
Ukuty ręką misterną.

Twój pępek, jak puhar okrągły,
Co zawsze swą pełność dotrzyma:
Twe łono, jak wzgórek pszenicy
Różami wkoło obrzucon.

Twe piersi, jak sarny bliźnięta,
Za jednym porodem wydane;
Twa szyja jest wieżą słoniową,
A oczy stawem Hesbonu.

A nos twój, jak zamek Libanu,
Ku stronie Damaszku patrzący;
Twa głowa, jak Karmel nad tobą;
A splot twych włosów, jak szkarłat
Fałdzistéj szaty królewskiéj.

	O jakżeś piękna,
	O jakżeś wabna!
	Twa kibić sarnie podobna,
	Twe piersi gronu winnemu.

	Ja rzekłem: wejdę na palmę
	Za jéj gałązki pochwycę;
	Twe piersi będą gronami,
	A woń twego oddechu
	Wonnością będzie jabłoni;
	Z ust twoich słodycz pić będę
	Jak wino.

	Ach! słodkie wino! kochanka mego
	Zwolna zmogło,
	Słodyczy pełne usta jego
	Marzą we śnie.

		Jam jest miłego,
		Jam jego rozkosz,
		O! pójdź kochanku
		Ze mną, na polach,
		Na wsi zamieszkać:
		Rano wstaniemy
		Pójść do piwnicy,
		Czy wino kwitnie,
		Grona dojrzeją.
		Tam ci o luby!
		Miłość poświęcę.

	Kwitną, już kwiaty miłości,
	W około mieszkania,
	Tam wszystko jest piękne
	I stare i nowe;
	Tobiem to wszystko chowała!

	Ktoby mi ciebie dał bratem
	Ach! bratem co jednéj
	Pierś ze mną ssał matki.

	Gdziebym cię w dworcu znalazła.
	Całunek bym dała;
	Od wzgardy bezpieczna,
	Powiodłabym ciebie
	Do matki komory.
	Tybyś mię nauczał,
	Jabym cię poiła
	Sokami drzew moich.

	Jego lewica pod moją, głową,
	Jego prawica by mię objęła.
	Ja was zaklinam!  córki syońskie,
	Ani jéj ruszcie,
	Ani jéj budźcie,
	Aże się sama obudzi.

			XIII.
Cóż to za jedna od puszczy idąca
Słodko na ręku kochanka oparta?

Tam pod jabłonią jam cię obudził,
Tam urodziła cię matka,
Tam się rodziła twa matka.

Jak pieczęć w twoje wciskam się piersi,
Jak pieczęć w twoje ramiona,
Bo miłość jak śmierć jest silna,
Jak piekło jéj żar nie zgasa,
Jéj węgiel, węglem jarzącym,
Płomieniem Pana.

Miłości ogień nie zgasi,
Ni rzeki schłonąć jéj mogą;
Niech mąż za miłość da dobra i mienie,
Będzie i wyśmian i wzgardzon.

			XIV.
	Nasza siostra jeszcze mała
	I w pączku jéj piersi,
	Co my z siostrą uczynimy,
	Gdy o nię starać się będą?

	Jeśli ona murem,
	Na niéj zbudujemy
	Pałac srebrzysty;
	Jeśli ona bramą,
	Bramę obwarujem
	Drzewem cedrowém.

	Tak jest bracia! murem jestem
	I wieżą moje są piersi;
	Przeto byłam w obec niego,
	Jako pokój wskazująca.

	Król Salomon miał winnicę
	W Baal Hamonie,
	I wyznaczył do niej stróżów,
	Każdy wnieść miał za owoce
	Tysiąc srebrników.

	Moję winnicę przede mną,
	Widzę oczyma,
	Tysiąc srebrników przynieśli;
	Lecz przy stróżach Salomona
	Dwieście zostało.

	O ty mieszkanko ogrodu!
	Twe rówiennice pragną twych pieśni,
	Niech cię usłyszą.

	Uciekaj mój miły jak sarna,
	Uciekaj jak jeleń z gór wonnych.